Hej Dziewczyny !
Obiecałam Wam stworzyć post o moich produktach do pielęgnacji włosów więc dotrzymuję obietnicy :) Od razu przepraszam za poślizg, ale iPlus z którego korzystam odmówił posłuszeństwa. Nie mogłam wejść w blogera bo ciągle przerywał połączenie... wrrr! przez co też nie udało mi się wylicytować torby na allegro, ale już ciiii.... :) spokój i jeszcze raz spokój ;)))
Przejdźmy do ważniejszego tematu :) Jeśli zdarzyło Wam się do mnie wcześniej zajrzeć, pewnie pamiętacie post kiedy wspominałam o swoich przygodach z włosami, chemiczne prostowanie,ciągłe farbowania ( i to różnymi produktami), rozjaśniania, używanie nieumiejętne prostownicy, dekoloryzacje, kręcenia... lakiery, pianki, woski, gumy do włosów, no i miliard kosmetyków które działają sabotażem na zdrowe życie włosa.
W pewnej chwili moje włosy wyglądały jak najsuchsze źdźbło trawy, były bo były... ale zdecydowanie nie pełniły funkcji upiększających. Połamane, rozdwojone, po licznych rozjaśnianiach też nie równo nabierały pigment danej farby, więc kolor był nie równy a jeszcze bardziej nie równo się zmywał. Wtedy też postanowiłam spełnić swoje marzenie i pomalować się na czerń. Najciemniejszy z możliwych odcieni - równomiernie pokrył totalny chaos na mej głowie. Wyrównał koloryt jednak nie odżywił włosów, dlatego postanowiłam o nie szczególnie zadbać bo ratujące radykalne cięcie nie wchodziło w grę ;)
Świadoma swych młodzieńczych błędów, postanowiłam więcej nie grzeszyć...włosy farbowałam co 6 tygodni - całość a w między czasie co 3 tygodnie - sam odrost i to też najdelikatniejszymi farbami. Kolor był równy więc przeszłam do regeneracji.
Początkowo moja wiedza na ten temat była malutka, wstyd się przyznać ale kiedyś o moim zakupie szamponu świadczyło jedynie przeznaczenie ( włosy suche) i wygląd butelki, dlatego te eksperymenty rozjeżdżały się na różne strony, wydawałam sporo gotówki na produkty które nie działały... nie działały ponieważ, nie mogły sprawić cudów ze względu na skład który moim włosom w danej chwili nie był w ogóle potrzebny a nawet wywoływał więcej złego niż dobrego...
Przerabiałam różne serie nowo co wydanych kosmetyków, pamiętam zrobił się bum na Sunsilka i stosowałam go przez dłuższy czas (brązowe opakowanie z przeznaczeniem do włosów czarnych i brązowych -pachniał cynamonem i czekoladą - chciałam zamieścić Wam tu zdjęcie ale widzę,że opakowania się zmieniły a starej wersji wujek google nie wyszukał) tak czy siak produkt sprawdzał,się dosyć dobrze, używałam go w połączeniu szampon + odżywka blisko 3 miesiące - włosy stawały się naprawdę bardziej błyszczące z każdym myciem, cieszyłam się,że wreszcie odnalazłam idealny produkt do włosów, do chwili kiedy nie zepsułam prostownicy ( zresztą już którejś z kolei) yh.. póki działałam termicznie na włosy- prezentowały się rewelacyjnie, w chwili kiedy zabrakło ciepła włosy stały się nieprzyjemnie ciężkie, podejrzewam,że zapchałam je wtedy tym jedwabiem...
Znowu postanowiłam przerzucić się na coś o czym pisały wszystkie możliwe gazety - na Fructis-a, używałam tej serii - do dzisiaj zastanawiam się dlaczego zrezygnowałam z tego produktu bo był chyba najlepszym szamponem na owe czasy, odzywka nie sprawdzała się zbyt dobrze, ale sama seria szamponów była super, miała przyjemny zapach a i włosy były po niej lekkie i takie świeże.. Stosowałam bo bardzo długo i byłam zadowolona, jedyną rzeczą do której mogłabym się przyczepić ( nie muszę, ale chce być z Wami w 100% szczera) to fakt, że dosyć szybko wypierał kolor z moich włosów, oczywiście nie była to seria do farbowanych, dlatego nie traktuje tego zjawiska za minus ale tak właśnie działał na moje granatowo-czarne włosy.
Później stosowałam różne szampony z NIVEA z czego najgorszym dla mnie był ten o to produkt , ale też dlatego,że nie był to szampon którego potrzebowałam, miał dawać błysk - ale jak potęgować coś na włosach które są osłabione, odwodnione i wyniszczone... jedyne co się zgadzało to przeznaczenie - włosy długie, ale to za mało aby produkt nawet najwyższej klasy mógł zadziałać... pamiętam, że cechował go nawet ładny zapach ale właściwości pielęgnacyjnych w ogóle nie zauważyłam.
Następny był Sayoss :) Pewnie wiele z Was oburzy się,że to totalny zalepiacz i tylko niszczy nasze włosy, ale był to nowy produkt na rynku więc sadziłam, że muszę poświęcić mu odrobinę więcej czasu. Początkowo zdecydowałam się na wersję niebieską VOLUME ( szampon + odzywka na 2/3 długości) ku memu zaskoczeniu włosy faktycznie się unosiły, wystarczyło wysuszenie suszarką aby uzyskać przyjemne podniesienie od skalpu, efekt utrzymywał się przez cały dzień, więc myłam włosy częściej niż zazwyczaj bo niewiarygodnie dobrze się prezentowały dlatego też, bardzo szybko opróżniłam dużą butle produktu.
Wiem,że to była zima, śnieg nawet mi dawał popalić, późno wyszłam z pracy, nadawali zamieć, busy nie wracały z trasy więc postanowiłam, zrobić szybkie zakupy i ewakuować się z Puław do domu, zaszłam
wtedy do Kauflandu i kupiłam wersje czerwoną COLOR , ten produkt na moich włosach nie zrobiła ani nic dobrego ani niczego złego, nie wypłukiwał specjalnie koloru, ale tez nie przedłużał jego trwałości, po prostu mył włosy jak każdy inny produkt...
W domu pojawił się Dove seria INTENSE REPAIR który ładnie je nawilżał ale nie nadawał się do mycia skóry głowy,ciężko było go wymyć, został dokładnie wypłukany a po wysuszeniu taki nieprzyjemny nalot zostawał, włosy u nasady były lepkie. Stosowałam go nadal (ładnie wygładzał puszące się pasma, nadawał im miękkości ) ale dopiero jako drugi szampon, pierwszym myłam włosy, później Dove częściowo od ucha ku końcówkom, a następnie myłam skórę głowy pierwszym produktem. Było z nim trochę zabawy, ale czego się nie robi aby było lepiej ;)
Po skończeniu Dove zrezygnowałam z odżywek, przerzuciłam się na Maskę z Elseve TOTAL REPAIR raz w tygodniu + jedwab z Biosilka i Ichi na same końcówki. Działało !!! Rewelacja ! - włosy jakby odżyły, końcówki przestały się łamać...
Był błysk - było zadowolenie i tu "mądra" Madzia popełniłam karygodny błąd, nakładałam jedwab kilka razy w ciągu dnia, najpierw na końcówki , później na całe pasma przy twarzy, później na 1/3 włosów, następnie na 1/2 głowy i przeholowałam... efekt tej destrukcji nastąpił po czasie - włosy zesztywniały, zrobiły się nie przyjemne, prawie tak syntetyczne w dotyku jak u lalki, byłam załamana... wstydziłam się iść z nimi do fryzjera, nie chciałam ich obcinać a nie bardzo miałam pomysł co z nimi zrobić, teraz wiedziałabym,że dobrym rozwiązaniem jest wywar z ziół, ale wtedy sytuacja wyglądała inaczej, zresztą człowiek w stresie nie zawsze myśli logicznie...
Przez tydzień wiązałam włosy " na Małą Mi " i obmyślałam, plan doskonały a właściwie plan ratunkowy, nie było łatwo... włosy z każdym dniem coraz bardziej się plątały, forum fryzjerskie doradzało aby przez jakiś czas stosować silny szampon który wypłucze silikony, inni pisali,że tylko nożyczki pomogą...
Zamówiłam przez internet szampon Loreal Expert Pure Resource szampon oczyszczający
była to głównie namowa fryzjerów z forum, szampon nie był tani bo za 250 ml zapłaciłam ok. 70 zł (2012 r.)
Po wpłacie na konto trochę żałowałam, dręczyła mnie myśl,że pewnie dałam się naciągnąć, tym bardziej,że odkupiłam go "taniej" od jednego z fryzjerów.
Produkt przyszedł po paru dniach, fabrycznie zamknięty, ofoliowany. Więc sprawiał wrażenie oryginalnego.
L'Oreal..miał zmiękczać włosy i je oczyścić, sprawdził się fenomenalnie. Po pierwszym użyciu widać było zdecydowaną poprawę, lekkie, "sypkie", błyszczące no i miękkie. Stosowałam ten produkt systematycznie co 3 dni przez 3 tygodnie, następnie raz na miesiąc :) aż całkowicie odstawiłam.
Po odstawieniu szamponu przyrzekłam sobie - koniec z eksperymentami na włosach wybrałam się do Salonu na ocenę stanu zdrowia skóry i wszystko było w porządku, skóra oczyszczona i nawilżona, włosy nie były zalepione, fryzjer oznajmił jednak,że jeszcze długa droga zanim odzyskają formę. Polecił mi abym stosowała preparaty białkowe na rekonstrukcje włókien włosa.
Pierwszym takim produktem była maska KALLOS - (zielona) z keratyną i proteinami mleka.
Maska przeznaczona jest do suchych, łamiących się włosów, które poddawane są zabiegom chemicznym.
Kreatyna + proteiny mleka zawarte w tym produkcie mają odbudować naturalną strukturę włosów oraz wypełnić ubytki które powstały wskutek pastwienia się nad nimi ;)
Po zastosowaniu włosy faktycznie były odżywione, po zużyciu połowy opakowania - włosy wyraźniej się wzmocniły, zauważyłam mniejszą łamliwość końcówek.
Miękkie, błyszczące , dosyć ładnie się rozczesują i układają
Stosowałam na umyte włosy przez 10 minut , średnio 2 x w tygodni (przez 3 miesiące)
Cena : 10 zł / 1000 ml
Od chwili zużycia zielonego Kallosa minęło ponad 4 miesiące a mimo wszystko, jest to jedna z czterech , moich ulubionych masek do włosów (zajmuję III miejsce). Poniżej przedstawię Wam MASKI które, przetestowałam, namiętnie stosuje od dłuższego czasu i szczerze polecam :)
(porównam je cenowo jak i opiszę zastosowanie )
Maska z firmy Pettenon Cosmetici - DOLCE Anti-age, wersja z panthenolem (żółta) to mój absolutny numer jeden !
Coś na jej temat ? :) to bogactwo pantenolu oraz protein soi, migdałów i pszenicy do których dołączono ekstrakt z chrzanu. Brzmi może dziwnie ale ta mieszanka dostarcza totalnej energii słabym i suchym włosom, szczególnie tym porowatym, po licznych zabiegach chemicznych i termicznych. Posiada wprawdzie jeden silicon ale z natury tych łagodnych, więc nie obciąża i nie zalepia.
Konsystencją przypomina żółty budyń, więc ogólnie jest dosyć gęsta, ale plastyczna -jest to duży plus bo nie spływa z włosów a też aplikacja jej nie sprawia trudności, jest niezwykle wydajna !
Kupiłam ją w sklepie z artykułami fryzjerskimi z Leclercu w Lublinie. Maska występuje w trzech wariantach pielęgnacyjnych oraz w dwóch rodzajach opakowań ( duże i małe)
początkowo kupiłam produkt w małej wersji, ponieważ nie byłam pewna czy nada się do moich włosów ale po pierwszym użyciu - pokochałam ją! przebrnęła ,że mną prze dwa procesy dekoloryzacji, dzięki niej nadal mam włosy i to w bardzo dobrej kondycji :)
Dolce je odżywiła, sprawiła, że są miękkie, ładnie błyszczą i bezproblemowo się rozczesują.
Kiedyś stosowałam ją 3-4 razy w tygodniu ( na 5 minut) , obecnie kładę ją tylko raz na 10 minut.
Powoli zmierzam do wykończenia dużego opakowania ale zamierzam znowu ją nabyć bo jest po prostu cudowna !
Trzecia maska a zarazem mój numer drugi :) to zapewne wszystkim już rewelacyjnie znana HENNA TREATMENT WAX (natural classic) Długo zbierałam się do zakupu tego produktu, aż wreszcie wpadł w moje łapki. Ten rodzaj henny to nic innego jak leczniczy wosk przeznaczony do intensywnej kuracji naszej skóry głowy i włosów. Składa się z naturalnych składników ( podobno najwyższej jakości) : ekstraktu z liści lawsonia, organicznych wosków, kwasów organicznych, białek roślinnych, skład uzupełnia zdemineralizowana woda oraz oczyszczone białko henny które jak gwarantuje producent nie barwi jasnych włosów, w składzie pojawia się też konserwant, no ale przy takim składzie nie ukrywajmy musi być jakiś łącznik który zabezpieczy nasz produkt przed zepsuciem.
Maska ma zregenerować włosy uszkodzone zabiegami chemicznymi i termicznymi, poprawić kondycje- wyeliminować kruchość ( wrodzoną lub nabytą) i wzmocnić je, zahamować wypadanie, przynieść ulgę zmienionej chorobowo skórze głowy np. przy łupieżu, pobudzić cebulki do intensywnego wzrostu nowych włosków ( zaleca się ją również dla pacjentów onkologicznych w okresie leczenia chemioterapią )
Co o niej sądzę? Naprawdę pobudza cebulki do wzrostu, dzięki niej, włosy się zagęszczają i rosną zdecydowanie szybciej ( widziałam nie raz jej magiczne właściwości w szpitalu, a nawet w rodzinie)
Na moich włosach działa w zabawny sposób... nakładam ją... i czuje jakby wnikała w te słabsze partie...
używam jej 2-3 razy na tydzień, stosuje na umytą skórę głowy jak i włosy, zawijam to ręcznikiem i susze suszarką przez jakieś 5 minut, później chodzę jeszcze z tym turbanem kilka minut i spłukuję,
Za co cenię Waxa ? za efekt sypkich włosów zaraz po wysuszeniu, za sprężystość jaką mi zostawia, za lśnienie kosmków i poczucie odżywienia
cena 16 - 18 zł / 480g
*** wiem,że niektórym z Was przeszkadza jej naturalny, roślinno-kredowy zapach, dlatego polecam również przetestowaną wersję henny o lepszym zapachu, troszkę gorszym składzie ale równie dobrym działaniu (klik!)
Czwarta maska to też KALLOS- Silk - Maska do włosów z jedwabiem (różowa) przyznam , że jest najgorsza z tych czterech które Wam prezentuje.
Sprawia,że włosy wyglądają ładnie ale potrafi być kapryśna w zastosowaniu, taka sama ilość raz ładnie wygładzi włosy a innym razem totalnie je przeciąży. Maska zawiera wyciąg z oleju oliwkowego i białego jedwabiu daje niezły efekt wizualny ale nie odżywia tak jak poprzednie maski.
Tak jak i zielona wersja... Kallos jest dużo rzadsza od Dolce i WAXu, cenowo na pewno wychodzi lepiej ale to nie jest produkt który wprowadzi rewolucje na naszych suchych włosach, fakt poprawi sprężystość i nada połysku ale inne maski też to robiły a jeszcze wpływały na pielęgnacje...
W porównaniu z innymi drogeryjnymi maskami jest ok, ale to wszystko...
Kiedyś się nią zachwycałam , ale to dlatego,że nie znałam zastosowania na swojej głowie Anti-age i Waxu.
Obecnie używam jej raz na miesiąc, głównie w okresie zimna.
Cena 10 zł / 1000 ml
Dziewczyny mam nadzieje,że jakoś przebrnęłyście przez ten długi początek opisujący moje niewypały z ogólną pielęgnacją, planowałam dzisiaj opisać też w jednej notce szampony, olejki do włosów, wcierki i tzw. "pisukadełka" ale za chwilę przyjeżdza mój M. więc biegnę się kąpać, jeszcze muszę coś ugotować ^^ nie wiem czy się wyrobię więc uciekam ;(
Kochane dajcie znać co sądzicie o tych maskach, czy używałyście którychś z nich ?? która najlepiej się u Was sprawdziła ? a może znalazłyście inny produkt który zrewolucjonizował Wasze włosy :)
Dajcie znać o jakimś najgorszym z bubli do włosów które miałyście nieprzyjemność testować...
Aha i obowiązkowo napiszcie co chcecie w drugiej części :
1. szampony
2. olejki
3. wcierki i psiukadełka ;
wystarczy numer a ja wszystkim się zajmę :) bo kosmetyki czekają ;)
przepraszam,że notka jest niepełna i rozdzielam ją na części ale czas pędzi jak szalony
ściskam i ciepło pozdrawiam , buźki !
Czytaj dalej »
Obiecałam Wam stworzyć post o moich produktach do pielęgnacji włosów więc dotrzymuję obietnicy :) Od razu przepraszam za poślizg, ale iPlus z którego korzystam odmówił posłuszeństwa. Nie mogłam wejść w blogera bo ciągle przerywał połączenie... wrrr! przez co też nie udało mi się wylicytować torby na allegro, ale już ciiii.... :) spokój i jeszcze raz spokój ;)))
Przejdźmy do ważniejszego tematu :) Jeśli zdarzyło Wam się do mnie wcześniej zajrzeć, pewnie pamiętacie post kiedy wspominałam o swoich przygodach z włosami, chemiczne prostowanie,ciągłe farbowania ( i to różnymi produktami), rozjaśniania, używanie nieumiejętne prostownicy, dekoloryzacje, kręcenia... lakiery, pianki, woski, gumy do włosów, no i miliard kosmetyków które działają sabotażem na zdrowe życie włosa.
W pewnej chwili moje włosy wyglądały jak najsuchsze źdźbło trawy, były bo były... ale zdecydowanie nie pełniły funkcji upiększających. Połamane, rozdwojone, po licznych rozjaśnianiach też nie równo nabierały pigment danej farby, więc kolor był nie równy a jeszcze bardziej nie równo się zmywał. Wtedy też postanowiłam spełnić swoje marzenie i pomalować się na czerń. Najciemniejszy z możliwych odcieni - równomiernie pokrył totalny chaos na mej głowie. Wyrównał koloryt jednak nie odżywił włosów, dlatego postanowiłam o nie szczególnie zadbać bo ratujące radykalne cięcie nie wchodziło w grę ;)
Świadoma swych młodzieńczych błędów, postanowiłam więcej nie grzeszyć...włosy farbowałam co 6 tygodni - całość a w między czasie co 3 tygodnie - sam odrost i to też najdelikatniejszymi farbami. Kolor był równy więc przeszłam do regeneracji.
Początkowo moja wiedza na ten temat była malutka, wstyd się przyznać ale kiedyś o moim zakupie szamponu świadczyło jedynie przeznaczenie ( włosy suche) i wygląd butelki, dlatego te eksperymenty rozjeżdżały się na różne strony, wydawałam sporo gotówki na produkty które nie działały... nie działały ponieważ, nie mogły sprawić cudów ze względu na skład który moim włosom w danej chwili nie był w ogóle potrzebny a nawet wywoływał więcej złego niż dobrego...
Przerabiałam różne serie nowo co wydanych kosmetyków, pamiętam zrobił się bum na Sunsilka i stosowałam go przez dłuższy czas (brązowe opakowanie z przeznaczeniem do włosów czarnych i brązowych -pachniał cynamonem i czekoladą - chciałam zamieścić Wam tu zdjęcie ale widzę,że opakowania się zmieniły a starej wersji wujek google nie wyszukał) tak czy siak produkt sprawdzał,się dosyć dobrze, używałam go w połączeniu szampon + odżywka blisko 3 miesiące - włosy stawały się naprawdę bardziej błyszczące z każdym myciem, cieszyłam się,że wreszcie odnalazłam idealny produkt do włosów, do chwili kiedy nie zepsułam prostownicy ( zresztą już którejś z kolei) yh.. póki działałam termicznie na włosy- prezentowały się rewelacyjnie, w chwili kiedy zabrakło ciepła włosy stały się nieprzyjemnie ciężkie, podejrzewam,że zapchałam je wtedy tym jedwabiem...
Znowu postanowiłam przerzucić się na coś o czym pisały wszystkie możliwe gazety - na Fructis-a, używałam tej serii - do dzisiaj zastanawiam się dlaczego zrezygnowałam z tego produktu bo był chyba najlepszym szamponem na owe czasy, odzywka nie sprawdzała się zbyt dobrze, ale sama seria szamponów była super, miała przyjemny zapach a i włosy były po niej lekkie i takie świeże.. Stosowałam bo bardzo długo i byłam zadowolona, jedyną rzeczą do której mogłabym się przyczepić ( nie muszę, ale chce być z Wami w 100% szczera) to fakt, że dosyć szybko wypierał kolor z moich włosów, oczywiście nie była to seria do farbowanych, dlatego nie traktuje tego zjawiska za minus ale tak właśnie działał na moje granatowo-czarne włosy.
Później stosowałam różne szampony z NIVEA z czego najgorszym dla mnie był ten o to produkt , ale też dlatego,że nie był to szampon którego potrzebowałam, miał dawać błysk - ale jak potęgować coś na włosach które są osłabione, odwodnione i wyniszczone... jedyne co się zgadzało to przeznaczenie - włosy długie, ale to za mało aby produkt nawet najwyższej klasy mógł zadziałać... pamiętam, że cechował go nawet ładny zapach ale właściwości pielęgnacyjnych w ogóle nie zauważyłam.
Następny był Sayoss :) Pewnie wiele z Was oburzy się,że to totalny zalepiacz i tylko niszczy nasze włosy, ale był to nowy produkt na rynku więc sadziłam, że muszę poświęcić mu odrobinę więcej czasu. Początkowo zdecydowałam się na wersję niebieską VOLUME ( szampon + odzywka na 2/3 długości) ku memu zaskoczeniu włosy faktycznie się unosiły, wystarczyło wysuszenie suszarką aby uzyskać przyjemne podniesienie od skalpu, efekt utrzymywał się przez cały dzień, więc myłam włosy częściej niż zazwyczaj bo niewiarygodnie dobrze się prezentowały dlatego też, bardzo szybko opróżniłam dużą butle produktu.
Wiem,że to była zima, śnieg nawet mi dawał popalić, późno wyszłam z pracy, nadawali zamieć, busy nie wracały z trasy więc postanowiłam, zrobić szybkie zakupy i ewakuować się z Puław do domu, zaszłam
wtedy do Kauflandu i kupiłam wersje czerwoną COLOR , ten produkt na moich włosach nie zrobiła ani nic dobrego ani niczego złego, nie wypłukiwał specjalnie koloru, ale tez nie przedłużał jego trwałości, po prostu mył włosy jak każdy inny produkt...
W domu pojawił się Dove seria INTENSE REPAIR który ładnie je nawilżał ale nie nadawał się do mycia skóry głowy,ciężko było go wymyć, został dokładnie wypłukany a po wysuszeniu taki nieprzyjemny nalot zostawał, włosy u nasady były lepkie. Stosowałam go nadal (ładnie wygładzał puszące się pasma, nadawał im miękkości ) ale dopiero jako drugi szampon, pierwszym myłam włosy, później Dove częściowo od ucha ku końcówkom, a następnie myłam skórę głowy pierwszym produktem. Było z nim trochę zabawy, ale czego się nie robi aby było lepiej ;)
Po skończeniu Dove zrezygnowałam z odżywek, przerzuciłam się na Maskę z Elseve TOTAL REPAIR raz w tygodniu + jedwab z Biosilka i Ichi na same końcówki. Działało !!! Rewelacja ! - włosy jakby odżyły, końcówki przestały się łamać...
Był błysk - było zadowolenie i tu "mądra" Madzia popełniłam karygodny błąd, nakładałam jedwab kilka razy w ciągu dnia, najpierw na końcówki , później na całe pasma przy twarzy, później na 1/3 włosów, następnie na 1/2 głowy i przeholowałam... efekt tej destrukcji nastąpił po czasie - włosy zesztywniały, zrobiły się nie przyjemne, prawie tak syntetyczne w dotyku jak u lalki, byłam załamana... wstydziłam się iść z nimi do fryzjera, nie chciałam ich obcinać a nie bardzo miałam pomysł co z nimi zrobić, teraz wiedziałabym,że dobrym rozwiązaniem jest wywar z ziół, ale wtedy sytuacja wyglądała inaczej, zresztą człowiek w stresie nie zawsze myśli logicznie...
Przez tydzień wiązałam włosy " na Małą Mi " i obmyślałam, plan doskonały a właściwie plan ratunkowy, nie było łatwo... włosy z każdym dniem coraz bardziej się plątały, forum fryzjerskie doradzało aby przez jakiś czas stosować silny szampon który wypłucze silikony, inni pisali,że tylko nożyczki pomogą...
Zamówiłam przez internet szampon Loreal Expert Pure Resource szampon oczyszczający
Po wpłacie na konto trochę żałowałam, dręczyła mnie myśl,że pewnie dałam się naciągnąć, tym bardziej,że odkupiłam go "taniej" od jednego z fryzjerów.
Produkt przyszedł po paru dniach, fabrycznie zamknięty, ofoliowany. Więc sprawiał wrażenie oryginalnego.
L'Oreal..miał zmiękczać włosy i je oczyścić, sprawdził się fenomenalnie. Po pierwszym użyciu widać było zdecydowaną poprawę, lekkie, "sypkie", błyszczące no i miękkie. Stosowałam ten produkt systematycznie co 3 dni przez 3 tygodnie, następnie raz na miesiąc :) aż całkowicie odstawiłam.
Po odstawieniu szamponu przyrzekłam sobie - koniec z eksperymentami na włosach wybrałam się do Salonu na ocenę stanu zdrowia skóry i wszystko było w porządku, skóra oczyszczona i nawilżona, włosy nie były zalepione, fryzjer oznajmił jednak,że jeszcze długa droga zanim odzyskają formę. Polecił mi abym stosowała preparaty białkowe na rekonstrukcje włókien włosa.
Pierwszym takim produktem była maska KALLOS - (zielona) z keratyną i proteinami mleka.
Maska przeznaczona jest do suchych, łamiących się włosów, które poddawane są zabiegom chemicznym.
Kreatyna + proteiny mleka zawarte w tym produkcie mają odbudować naturalną strukturę włosów oraz wypełnić ubytki które powstały wskutek pastwienia się nad nimi ;)
Po zastosowaniu włosy faktycznie były odżywione, po zużyciu połowy opakowania - włosy wyraźniej się wzmocniły, zauważyłam mniejszą łamliwość końcówek.
Miękkie, błyszczące , dosyć ładnie się rozczesują i układają
Stosowałam na umyte włosy przez 10 minut , średnio 2 x w tygodni (przez 3 miesiące)
Cena : 10 zł / 1000 ml
Od chwili zużycia zielonego Kallosa minęło ponad 4 miesiące a mimo wszystko, jest to jedna z czterech , moich ulubionych masek do włosów (zajmuję III miejsce). Poniżej przedstawię Wam MASKI które, przetestowałam, namiętnie stosuje od dłuższego czasu i szczerze polecam :)
(porównam je cenowo jak i opiszę zastosowanie )
Maska z firmy Pettenon Cosmetici - DOLCE Anti-age, wersja z panthenolem (żółta) to mój absolutny numer jeden !
Coś na jej temat ? :) to bogactwo pantenolu oraz protein soi, migdałów i pszenicy do których dołączono ekstrakt z chrzanu. Brzmi może dziwnie ale ta mieszanka dostarcza totalnej energii słabym i suchym włosom, szczególnie tym porowatym, po licznych zabiegach chemicznych i termicznych. Posiada wprawdzie jeden silicon ale z natury tych łagodnych, więc nie obciąża i nie zalepia.
Konsystencją przypomina żółty budyń, więc ogólnie jest dosyć gęsta, ale plastyczna -jest to duży plus bo nie spływa z włosów a też aplikacja jej nie sprawia trudności, jest niezwykle wydajna !
Kupiłam ją w sklepie z artykułami fryzjerskimi z Leclercu w Lublinie. Maska występuje w trzech wariantach pielęgnacyjnych oraz w dwóch rodzajach opakowań ( duże i małe)
duże 1000 ml / 35 zł |
małe 250 ml / 20 zł |
Dolce je odżywiła, sprawiła, że są miękkie, ładnie błyszczą i bezproblemowo się rozczesują.
Kiedyś stosowałam ją 3-4 razy w tygodniu ( na 5 minut) , obecnie kładę ją tylko raz na 10 minut.
Powoli zmierzam do wykończenia dużego opakowania ale zamierzam znowu ją nabyć bo jest po prostu cudowna !
Trzecia maska a zarazem mój numer drugi :) to zapewne wszystkim już rewelacyjnie znana HENNA TREATMENT WAX (natural classic) Długo zbierałam się do zakupu tego produktu, aż wreszcie wpadł w moje łapki. Ten rodzaj henny to nic innego jak leczniczy wosk przeznaczony do intensywnej kuracji naszej skóry głowy i włosów. Składa się z naturalnych składników ( podobno najwyższej jakości) : ekstraktu z liści lawsonia, organicznych wosków, kwasów organicznych, białek roślinnych, skład uzupełnia zdemineralizowana woda oraz oczyszczone białko henny które jak gwarantuje producent nie barwi jasnych włosów, w składzie pojawia się też konserwant, no ale przy takim składzie nie ukrywajmy musi być jakiś łącznik który zabezpieczy nasz produkt przed zepsuciem.
Maska ma zregenerować włosy uszkodzone zabiegami chemicznymi i termicznymi, poprawić kondycje- wyeliminować kruchość ( wrodzoną lub nabytą) i wzmocnić je, zahamować wypadanie, przynieść ulgę zmienionej chorobowo skórze głowy np. przy łupieżu, pobudzić cebulki do intensywnego wzrostu nowych włosków ( zaleca się ją również dla pacjentów onkologicznych w okresie leczenia chemioterapią )
Co o niej sądzę? Naprawdę pobudza cebulki do wzrostu, dzięki niej, włosy się zagęszczają i rosną zdecydowanie szybciej ( widziałam nie raz jej magiczne właściwości w szpitalu, a nawet w rodzinie)
Na moich włosach działa w zabawny sposób... nakładam ją... i czuje jakby wnikała w te słabsze partie...
używam jej 2-3 razy na tydzień, stosuje na umytą skórę głowy jak i włosy, zawijam to ręcznikiem i susze suszarką przez jakieś 5 minut, później chodzę jeszcze z tym turbanem kilka minut i spłukuję,
Za co cenię Waxa ? za efekt sypkich włosów zaraz po wysuszeniu, za sprężystość jaką mi zostawia, za lśnienie kosmków i poczucie odżywienia
cena 16 - 18 zł / 480g
*** wiem,że niektórym z Was przeszkadza jej naturalny, roślinno-kredowy zapach, dlatego polecam również przetestowaną wersję henny o lepszym zapachu, troszkę gorszym składzie ale równie dobrym działaniu (klik!)
Czwarta maska to też KALLOS- Silk - Maska do włosów z jedwabiem (różowa) przyznam , że jest najgorsza z tych czterech które Wam prezentuje.
Sprawia,że włosy wyglądają ładnie ale potrafi być kapryśna w zastosowaniu, taka sama ilość raz ładnie wygładzi włosy a innym razem totalnie je przeciąży. Maska zawiera wyciąg z oleju oliwkowego i białego jedwabiu daje niezły efekt wizualny ale nie odżywia tak jak poprzednie maski.
Tak jak i zielona wersja... Kallos jest dużo rzadsza od Dolce i WAXu, cenowo na pewno wychodzi lepiej ale to nie jest produkt który wprowadzi rewolucje na naszych suchych włosach, fakt poprawi sprężystość i nada połysku ale inne maski też to robiły a jeszcze wpływały na pielęgnacje...
W porównaniu z innymi drogeryjnymi maskami jest ok, ale to wszystko...
Kiedyś się nią zachwycałam , ale to dlatego,że nie znałam zastosowania na swojej głowie Anti-age i Waxu.
Obecnie używam jej raz na miesiąc, głównie w okresie zimna.
Cena 10 zł / 1000 ml
Dziewczyny mam nadzieje,że jakoś przebrnęłyście przez ten długi początek opisujący moje niewypały z ogólną pielęgnacją, planowałam dzisiaj opisać też w jednej notce szampony, olejki do włosów, wcierki i tzw. "pisukadełka" ale za chwilę przyjeżdza mój M. więc biegnę się kąpać, jeszcze muszę coś ugotować ^^ nie wiem czy się wyrobię więc uciekam ;(
Kochane dajcie znać co sądzicie o tych maskach, czy używałyście którychś z nich ?? która najlepiej się u Was sprawdziła ? a może znalazłyście inny produkt który zrewolucjonizował Wasze włosy :)
Dajcie znać o jakimś najgorszym z bubli do włosów które miałyście nieprzyjemność testować...
Aha i obowiązkowo napiszcie co chcecie w drugiej części :
1. szampony
2. olejki
3. wcierki i psiukadełka ;
wystarczy numer a ja wszystkim się zajmę :) bo kosmetyki czekają ;)
przepraszam,że notka jest niepełna i rozdzielam ją na części ale czas pędzi jak szalony
ściskam i ciepło pozdrawiam , buźki !