31.03.2014

NAKED 2 - Kultowa kasetka na celowniku ! Jak wygląda po roku ?


Hej Kochane :)


Dziś postaram się przedstawić Wam moje odczucia odnośnie dłuższego, bo już ponad rocznego testowania cieni do powiek zebranych w paletce NAKED 2.




Pokaże Wam jak te cienie wyglądają po mocnym eksploatowaniu, czy faktycznie są takie wydajne oraz czy opakowanie po kilku miesiącach nadal szczelnie ochroni nasze cienie :)

Jeśli zastanawiacie się nad zakupem albo najzwyczajniej jesteście zainteresowane  losami paletki o której tak głośno w świecie kosmetycznym  to zapraszam :)


Zacznę może od tego,że od kiedy zobaczyłam Urban Decay ciągle myślałam o przetestowaniu tego kosmetyku, niestety wydanie pierwsze totalnie nie odpowiadało mi pod względem kolorystycznym,
kolory wydawały mi się zbyt ciepłe w stosunku do  mojej naprawdę bladej karnacji, było wprawdzie kilka kuszących mnie perełek tj. 4(sidecar) , 6(half baked)  i 9(hustle)


łudziłam się, że może zaprzyjaźnią się z moją zieloną tęczówką ale po dłuższym namyśle stwierdziłam,że nie warto jest wydawać ponad 200zł  na paletkę z której w najlepszym wypadku wykorzystam 4 cienie.. dobrze,że rozsądek czasem bierze górę ;) bo dzięki temu w pełni świadomi i ze 100%  pewnością zakupiłam wydanie drugie - mianowicie NAKED 2 !


Paletkę nabyłam w lutym 2013 w Sephorze za jakieś 170 zł, miałam kody rabatowe na zakupy - więc udało się jak widać trochę taniej :)  

Paletka zapakowana była w przezroczyste opakowanie, następnie w tekturkę która dodatkowo przechowywała  miniaturowy błyszczyk Lip Junkie.
Błyszczyk  tak naprawdę bez rewelacji, nie zrobił na mnie żadnego wrażenia właściwie to nie różnił się niczym innym  od tych  za 5 zł z Natury ;)



Do kasetki dołączony jest dwustronny pędzelek, jedna końcówka do nakładania naszych kolorów oraz druga do ich rozcierania.


Naked 2 podobnie jak poprzedniczka zawiera 12 cienisą one bardzo dobrej jakości, pięknie się rozprowadzają, mocno napigmentowane ( jedyne zastrzeżenie mam do koloru Booty Call- jego jakość jest najsłabsza - ale o tym poniżej) ogólnie stan  nanoszony na powiekę odpowiada rzeczywistej barwie znajdującej się w opakowaniu. 

Większość cieni posiada  połysk - metaliczny, perłowy, wzbogacony o błyszczące drobinki,  właściwie to zaledwie 3 z nich są matowe (Foxy, Tease i Blackout).  


12 odcieni : 




Foxy - matowy, cielisty... używam go mało, głównie do łagodzenia przejścia między najciemniejszym cieniem a tym najjaśniejszym ;) z tego co wiem mnóstwo wizażystek nakłada go również pod łukiem brwiowym lub w kąciku oka - u mnie niestety nie wygląda to najlepiej, bo jak się później przekonacie  jest to kolor totalnie zlewający się z moim odcieniem cery :) 


Half Baked- metaliczny, złoto - miedziany odcień,  prześliczny ! jeden z moich ulubionych odcieni. Pięknie podbija zieloną tęczówkę, u mnie stosowany do delikatniejszego makijażu w załamaniu , albo na smokyeyes,  często nakładam go na mokro uzupełniając czarnym matem również z tej paletki.


Booty Call - perłowy beż  lekko wpadający w róż, niezły do rozświetlenia całej powieki, na kącik oka niestety za ciemny dla mnie ale podejrzewam,że u innych sprawdzi się idealnie ;)  Delikatny kolor, odpowiedni co dzień. 
Pod względem pigmentacji chyba najgorszy z całej paletki,  potrafi się osypywać a nakładanie go to dramat ! trzeba nałożyć kilka warstw aby ten kolor był chociaż odrobinę widoczny, nawet na mokro się nie sprawdza, szkoda... 

Chopper- intensywny , metaliczny odcień.. dla mnie to miedz wpadająca w odcień łososiowego, bardzo  fajny kolor  który jest o wiele bardziej uniwersalny niż Half Baked i co niesamowite, używam go praktycznie codziennie a wcale go nie ubywa :) co mnie zresztą bardzo cieszy :)


Tease - matowy, delikatny brąz z nutą fioletu, co tu dużo pisać po zblendowaniu przybiera kolor siniaka ;D

stosuje go do podkreślenia załamania powieki,przy dolnej linii rzęs, nie jest to mój ulubiony odcień ale mozna stworzyć nim  ładny, naturalny makijaż - czasami się przydaje :)

Snake bite - metaliczny brąz, bardzo mocno napigmentowany, dosyć ciepły odcień, powiedziałabym,że nawet czekoladowy. Lubie nakładać go w załamaniu i na dolna linie rzęs parę razy zrobiłam nim  smokyeyes  i byłam zadowolona.


Suspect - dla mnie to metaliczny beż z dodatkiem popieli, ciężki do jednoznacznego określenia, jasniejszy na powiece niż w paletce, mimo uniwersalnego koloru stosuje sporadycznie.

Pistol - elegancka metaliczna szarość, kolor bardzo uniwersalny i rewelacyjny do cieniowania :)





Verve - kolejny metaliczny cień brązowo szare wydanie, w zależności od wycieniowania i światła wpada jeden lub drugi ton :)





YDK -  metaliczny, brązowy z nutką zaróżowienia, dla mnie jest to ciemniejsza wersja Chopper. Ładny ale dosyc popularny kolor;)




Busted - cudowny kolor! śliwka zmieszana z brązem. Uwielbiam się nim malować :) nakładany na górną powiekę w połączeniu z Half Baked - robi piorunujący efekt...zresztą dla mnie połączenie śliwki i złota jest norma w makijażu :)



Blackout - matowa, niezwykle głęboka, totalnie napigmentowana czerń. Świetna do smokey eyes chociaż ja akurat stosuje ją na zewnętrznym kąciku oka ;) 




                                                                                                                                                                    
MOJE ULUBIONE KOLORY TO :  Chopper <3  i  Half Baked <3 Busted, BlackOut i Snake bite :)
                       

Tak prezentują się cienie zaraz po nałożeniu ( jedna warstwa nałożona pędzlem załączonym do  paletki)
Jak widać niektóre z nich  głównie 1 i 3 są praktycznie niewidoczne ze względu na mój odcień cery, cień nr 3 sam w sobie jest trudny do aplikacji, przynajmniej ja mam z nim spory problem...














poniższe zdjęcie przedstawia cienie po 10h normalnej eksploatacji, od razu przepraszam, za lampę ale jest już po 21 a w moim pokoju jest totalnie ciemno o tej porze, na szczęście widać, że cienie praktycznie się nie starły... kolorowy pigment pozostał nienaruszony  jedynie drobinki się osypały










dla mnie jest to imponujący efekt, zważając na to,że w ciągu dnia wykonywałam, dużo różnych czynności i wcale nie oszczędzałam tej ręki :) 






Wielokrotnie oglądając vlogi spotykałam się z opinią dziewczyn, że NAKED 2 - tworzy kiczowaty perłowy efekt, porównywana była nawet do dyskotekowej kuli, w ogóle nie zgadzam się z tą opinią, dla mnie ta paletka mimo iskrzących , metalicznych odcieni nie tworzy tandetnej powieki. Paletka ma mocno neutralne nawet naturalne kolory które w połączeniu z połyskiem dają własnie efekt najbardziej wysublimowanego stylu, dzięki czemu paletka nadaję się zarówno na dzienny jak i wieczorny make-up.




Jeśli któraś z Was nie jest zainteresowana  paletką błyszczącą zdecydowanie polecam wersje z samymi matami - najmniejszą z rodziny Urban Decay -  NAKED BASICS




Zapewne interesuje Was jak te cienie wyglądają po roku użytkowania :)  oto moja paletka: 







jak widać  2 i 3 maja największe ubytki - jest to nie tyle wina zużycia a  raczej mojego roztargnienia, przestawiłam komodę w łazience i odruchowo  położyłam paletkę zamiast na mebel to w powietrzu, niedomknięta mocno gruchotnęła o  panele ; /  zamarłam, bo już widziałam najczarniejszy scenariusz... 

ku memu zadowoleniu i zdziwieniu uszkodzeniu uległ głównie 2 cień , 3 odrobinę się posypał  - czego akurat wcale nie żałuję bo jest niewdzięczny w nakładaniu i słaby w pigmentacji więc trzeba go paćkać po parę razy , bardziej  ubolewałam nad  jednym z zaczepów który również uległ uszkodzeniu, na moje szczęście nie przeszkadza to w zamknięciu kasetki .
Większych zmian nie zauważyłam w jej  wyglądzie,  obudowa  nie jest nawet porysowana 









Podsumowując : 


+ za ładne i solidne opakowanie

+ za ogromną wydajność  cieni
+ za pigmentacje i naturalne kolory
+ za łatwość blendowania
+ za nie osypywanie się
+ za utrzymywanie się na powiece 10h w stanie nie naruszonym (bez bazy)
+ za nie podrażnianie oczu kiedy produkt dostanie się do oka
+ za pędzelek (który jak  na gratis do paletki jest całkiem niezły)
+ za  wygodne duże lusterko

+/ - za cenę ( 12 cieni za 189 zł ,  jak dobrze liczę wychodzi ok. 16 zł za szt. więc taniej niż w INGLOCIE)
-     za dostępność a właściwie za ograniczoną liczbę  miejsc sprzedaży



Jak widzicie więcej plusów niż minusów ;) więc paletka zdecydowanie sprawdziła moje oczekiwania. Mimo iż nie była najtańsza to bardzo się cieszę z jej zakupu. Taka kwota wydana jednorazowo niewątpliwie jest odczuwalna, ale przeliczając to ile wydajemy na kolorówkę poszukując upragnionych cieni  przez cały rok to  już kwota nie wygląda tak drastycznie ;)  
I co ważne nie zdecydowałabym się na nią gdybym wiedziała, że użyję ją zaledwie 1-3/ miesiąc, to są zdecydowanie moje kolory w których się lubię, korzystam z tych barw codziennie więc mam poczucie iż gotówka nie poszła w błoto ;) a zresztą ... Dziewczyny :) widziałyście zdjęcia :)  po roku  czasu... używania jej dzień w dzień ( no może z jakimiś drobnymi wyjątkami  kiedy chorowałam)  cieni ubyło naprawdę malutko :)  i jestem pewna,że jeszcze długo, dłuuuugo mi posłużą :) 



Macie swoje NAKED ? sądzicie ,że warto zainwestować w taka paletkę ?  
Mnie korciło również na Sleek Au Natural ale nie miałam gdzie przetestować, nie miałam w ogóle do niej dostępu i zrezygnowałam, wybrałam Naked.  Nie wiem czy słusznie bo o Sleeku mówi się tyle samo dobrego :)
Jeśli jesteście posiadaczkami SLEEKów  proszę dajcie znać jak się u Was sprawują albo podeślijcie linki do swoich recenzji :) chętnie poczytam :) bo planuje teraz zainwestować w jakieś żywsze kolory :)


pozdrawiam Was cieplutko :*

30.03.2014

MUST HAVE ! L'Oreal COLOR RICHE - Le Sourcil ! mój kosmetyk roku 2014

Hej Dziewczyny ;)

Przychodzę dzisiaj do Was z produktem który spowodował rewolucje w moim kosmetycznym życiu  :) Szukałam go bardzo długo , wydałam sporo gotówki zanim trafiłam na jego ślad :) ale teraz jest, żyję w mojej kosmetyczce i wiem, że jeśli go zabraknie to zakupie go ponownie...  Jaki to produkt ? Zaraz się dowiecie :)
Niedawno byłam na zakupach w Rossmanie, wiecie jak to jest - " wpadam jedynie po żel pod prysznic a kupuję dziesięć rzeczy i zapominam o tej po którą przyszłam ", no i tym razem było podobnie...
Oczywiście zmierzając do kasy jak zwykle musiałam przejrzeć czerwone lakiery do paznokci i tak mijając szafy, zastygłam przy L'Orealu,  skupiłam się na oprawie oczu, jednak tym razem moją uwagę przykuły nie tusze a własnie ołówki, szukałam wprawdzie jakiejś kolorowej np. amarantowej kredki która posłużyłaby mi na dolną linie rzęs, niestety bezskutecznie, ale to nic... przyszłam przecież po żel do mycia ciała ;) po przeszukaniu ostatniej półki wpadła mi w ręce kredka do brwi L'Oreal  - COLOR RICHE - Le Sourcil . 


Przyznam szczerze ,że nie byłam przekonana co do jej zakupu ze względu na nie małą cenę - 35 zł. to dosyć sporo jak na kredkę do brwi, rozumiem żel czy cień z woskiem ale kredka wydawała mi się zawsze czymś zbytecznym  i jak dotąd nigdy nie sprawdzającym się produktem  na moich cienkich i krótkich włoskach. 








Moje brwi o ile  w rejonach nosa były w miarę  gęste  to przy skroniach posiadłam 2-3 kudełki, nie dało się uzyskać z nich nic dobrego, dlatego przycinałam je dosyć intensywnie aby nie uzyskać efektu "plemników " ;D wychodziło mi to raz lepiej, raz gorzej, próbowałam doszukać się zdjęć z tego okresu ale ogólnie moje brwi wyglądały praktycznie jak u Angeliny Jolie z początków jej kariery, niby ładne, ale dosyć nie naturalne bo zbyt ostre i cienkie... 

Eksperymentowałam z wieloma produktami, głównie drogeryjnymi ale nie potrafiłam znaleźć idealnego, bo gdy pasowała mi konsystencja to odcień był nieodpowiedni, gdy barwa pasowała do włosów i karnacji  to produkt okazywał się bublem który ścierał się po chwili, zastygał tworząc skorupę lub rolował się i wkruszał do oczu powodując jedynie podrażnienia. Produkty które niestety źle wspominam to :




WIBO - EYEBROW - który zastygał na brwiach i zlepiał je w pajęcze odnogi oraz ONYX w wersji black - który zaraz po nałożeniu wyglądał na czarny, po 2 h. godzinach szarzał aż stawał się srebrny - połyskujący, bardzo łatwo było go zetrzeć co gorsza nie wysychał i kiedy tylko dotknęłam ręką brwi one potrafiły być mokre, nie wiem czy trafiłam na jakieś wadliwe produkty, ponieważ zakupiłam je jednorazowo i więcej nie sięgnęłam po nie. 







Miałam też parę produktów z którymi pracowało się całkiem przyjemnie : 




 np.wysuwana konturówka z AVON-u w kolorze deep brown, bardzo fajny produkt, twardy rysik, ładnie malowała, nie sprawiała problemów z rozcieraniem, dosyć długo utrzymywała się na włoskach, trochę mało wydajna bo wkład malutki ale ogólnie kredka warta polecenia,pewnie używałabym jej gdyby nie fakt,że jej odcień wpada w słoneczny brąz co totalnie źle wyglądało na mojej bladej twarzy - ciemne włosy i rude brwi, a jak wiadomo to nie wygląda nigdy korzystnie ;) 


oraz paletka  z firmy N.Y.C - uważam, że jest to jeden z lepszych produktów jakie przyszło mi testować, brązowy cień jest  mocno napigmentowany, nie osypuje się a nałożony rano nie wymaga poprawek aż do wieczora, w zestawie mamy dołączony również wosk,  troszkę za tłusty jak dla mnie ale fakt faktem potrafi ładnie te brwi ułożyć, do kasetki dołączony jest też pędzelek i pęseta którą akurat uważam za zbyteczną ale mniejsza o to, produkt wydajny i  dobry jak na swoją cenę ( na allegro zapłaciłam jakieś 7 zł) kolor mimo mocnej barwy  jest dla moich obecnych włosów za jasny, dlatego sprezentowałam go Mamie, która zachwala i stosuje go do dnia dzisiejszego ;)

Póki nosiłam czarne włosy , jakoś radziłam sobie z kredkami, później po dekoloryzacji kiedy włosy stały się jaśniejsze pojawiły się schody ale nie na tyle wysokie aby nie udało się po nich wspiąć ;)  kombinowałam z henną mieszałam  brązową z odrobiną czarnej - kolor mnie satysfakcjonował, szkoda tylko,że zmywał się tak  szybko... to zdecydowanie upierdliwa czynność - barwić te włoski kiedy jest się poza domem lub kiedy wraca się po 12 h dyżurze i jedyne o czym się marzy to kąpiel i wygodne łóżko a nie babranie się w tych tubeczkach z farbą ;)  dlatego niekiedy leniwiec sabotował farbowanie i rano ten proces malowania wydłużał się niesamowicie.... ale to już za mną  :))) !!!! 

Zakupiłam  L'Oreal  - COLOR RICHE - Le Sourcil  i jestem nią oczarowana ! 

Naprawdę kredka może z wyglądu niepozorna, bo bardzo klasycznie wydana, opakowanie raczej nie powala,  ale to jak maluje to jakieś czary.


Rysik zbity i dosyć twardy ale podczas malowania jest bardzo kremowy i już delikatne muśnięcia  potrafią niezwykle precyzyjnie uwydatnić  kształt brwi.



Odcień jaki uzyskuje malując tym ołówkiem jest niezwykle naturalny  ( DEEP BROWN 303) ale i wyrazisty.




(Na zdjęciu możecie porównać kolor 303 ze zwykła czarną kredką, jak widać barwa nie jest jednoznacznie chłodna lub ciepła dlatego wierzę,że posłuży szerszemu gronu odbiorczyń ;) )








Aha... druga strona kredki zakończona jest sztywna szczoteczką która bardzo dokładnie rozdziela, wyczesuje i układa włoski w nienaganny kształt, naprawdę czuję się to wymodelowanie już po pierwszym użyciu.
(wybaczcie za kudełki na grzebyku ale omyłkowo położyłam ją na waciku i wyłapała trochę puszku)




kredka dostępna w dwóch wariantach kolorystycznych :
dla blondynek  numer  golden brown -302
i ciemnowłosych  numer  deep brown 303

cena regularna produktu  : 34,99 zł
 na allegro ceny od 27 zł.















a tak prezentują się brwi po pomalowaniu, wiem,że jeszcze wiele im brakuje  do perfekcji ale  mam nadzieję,że mimo trudów zmierzam w dobrą stronę mocy ;)

dajcie znać co myślicie, czy kolor faktycznie  wygląda naturalnie, czy nie są te moje brwi za bardzo przerysowane, podpowiedzcie nad czym warto popracować :)


w ogóle  jakie brwi wolicie gęstsze czy cieniutkie ? co myślicie o tlenionych brwiach albo o tych w tęczowych kolorach :) podobno najnowszym trendem są brwi w kolorze złota  :)

Kochane pochwalcie się kosmetykami które Wy stosujecie :)

możecie polecić coś sprawdzonego :) ? chętnie poznam Wasze opinie  :) 

pozdrawiam Was cieplutko :*


15.03.2014

WIOSENNA PRZEMIANA - Czy się udała ?? GLOSSYBOX MARZEC 2014

Hej Dziewczyny :) wieki mnie nie było ale mam nadzieje,że mi to wybaczycie, sporo się ostatnio pozmieniało u mnie - wreszcie się wyleczyłam, wróciłam do pracy, pomieszkuje teraz  ze swoim M. :) (w ogóle to pochwalę się bo w lutym minęło nam 7 lat bycia razem :) - tak, tak..prawdziwi weterani z nas ;D)  zapisałam się na studia, nawet zaczęłam od marca ćwiczyć bo w czasie porażenia nic tylko leżałam i oglądałam filmy, mało jadłam bo moje usta były wykrzywione więc nie przytyłam ale  zdecydowanie straciłam kondycję, zresztą moją bolączką  są  uda i  postanowiłam  się wziąć za siebie, a skoro już ćwiczę uda to już i pośladki i klatkę piersiową co by kobieta proporcjonalnie wyglądała ;)))  niby to dopiero 15 dzień ale już widzę efekty :) OK, ale nie o tym miałam pisać :)

Tematem przewodnim tej notki jest marcowe wydanie GLOSSYBOX-a :)
Tym razem firma Beauty Trend Poland oferuje nam wydanie zatytułowane: "WIOSENNA PRZEMIANA"


 tym razem  pudełeczko jest w kolorze naprawdę bladego różu...   idealnie pasuje do koncepcji natury



  jak zawsze wszystko przepięknie i precyzyjnie  zapakowane



   w środku czeka na nas, aż 7 produktów



Pierwszy produkt  jaki znalazł się na karcie dołączonej do GB to :
                                                                                                                                                                 

 1. CLARENA - CAVIAR  FACE PEELING 

Tak jak nazwa wskazuje jest to kawiorowy peeling  do każdego rodzaju cery, wg. producenta jest to nowa formuła  którą cechuje podwójne działanie : - ma oczyścić  naszą twarz, odżywić i nawilżyć, podobno neutralizuje wolne rodniki i powstrzymuje procesy starzenia...
Oczywiście na temat dwóch ostatnich nie będę  mogła na chwilę obecną nic napisać z wiadomych przyczyn :)
Dwa dni wzbraniałam się przed użyciem tego produktu, nie lubię kosmetyków pochodzenia zwierzęcego, źle się czuje kiedy mam coś takiego stosować, nie wyobrażam sobie kosmetyków ze śluzu ślimaków tak samo kawior jest dla mnie czymś mało przyjemnym, przeczytałam skład i mimo iż produkt należy do tych z gatunku "naturalnych" produkt jest raczej chemiczny  dlatego jakoś się przemogłam... po jednorazowym użyciu muszę przyznać ,że skóra faktycznie jest czysta, lekko nawilżona i co ważne nie ma niezdrowego napięcia ani zaczerwienienia.
Czy będę go używała ? na chwilę obecną  - raczej nie, jednak fakt, że jest to kawior powoduje u mnie silną blokadę, pewnie podrzucę go Mamie która  nie jest tak mocno uprzedzona do kosmetyków pochodzenia zwierzęcego :)
tym razem dostaliśmy produkt miniaturowy o pojemności 30 ml,
Cena produktu pełnowymiarowego to 44 zł  za 100 ml. 





2. MITCHELL AND  PEACH  - BODY CREAM

Producent  zapewnia,że balsam ma spowodować, iż nasza skóra stanie się bardzo miękka, odżywiona, zostanie otulona delikatnym zapachem olejków kwiatów które, uwaga!  "powstają w wyniku destylacji parowej a pochodzą z angielskiej  posiadłości Mitchell's  w hrabstwie Kent".  szczerze to nie mam bladego pojęcia  jak mogą pachnieć  kwiaty  w tym rejonie świata  ale powiem Wam  Kochane, że pierwsze wrażenie zapachowe to coś na pograniczu  pieczarek i mchu ^^  nie jest to zapach nieprzyjemny, ale  należy do gatunku tych specyficznych :) nie wiem czy też macie takie odczucia ale dla mnie pachnie jak grzybowy Gorący Kubek :D tak czy siak ulatnia się bardzo szybko :)  Fajnie nawilża i wygładza skórę, jestem nawet zadowolona z jego działania, ale czy wart jest swojej ceny ?  nie sądzę ;)  na rynku jest mnóstwo produktów  naturalnych i tańszych  chociażby  marki LOVE ME GREEN które działają ( przynajmniej na moja suchą skórę) znacznie lepiej, o kosmetykach mniej organicznych nie wspomnę ;) ale warto przetestować, na pewno zużyję  tym bardziej, że nie jest duży - pojemność  zaledwie 40 ml

Cena pełnowymiarowego produktu  180 zł  za 180 ml





3. SIQUENS - INTENSYWNA KURACJA  WITALIZUJĄCA
Tym razem marka  oferuje nam produkt  z serii Prevention zapobiegający procesom starzenia się skóry.  Linia  zawiera formułę DermoSekwencyjną (najmniejsze cząsteczki szybko wnikają w najgłębsze partie partie skóry, natomiast te większe wchłaniają się stopniowo).
Kosmetyk  przeznaczony jest do cery poszarzałej i  pozbawionej blasku, ma rewelacyjnie likwidować oznaki zmęczenia, wygładzać zmarszczki mimiczne , wyrównywać koloryt skóry oraz dawać efekt rozświetlenia, podobno ma tez efekt relaksujący i antystresowy...

Jak sama nazwa wskazuje jest to kuracja więc potrzeba czasu aby uzyskać efekty, ale zastosowałam go już 2krotnie i póki co jestem bardzo zadowolona,

podoba mi się aplikator ( pipetka), schludne szklane opakowanie, które nawet jeśli zabrudzimy jest  łatwe do wyczyszczenia, niepotrzebnie bałam się konsystencji- sądziłam, że będzie niezwykle wodnista, tak na szczęście się nie stało, nałożona kropla nie spływa a  rozprowadzenie jej na twarzy opuszkami jest niezwykle łatwe, jak na tyle składników naturalnych to zapach ma przepiękny, ładnie nawilża, skóra jest świeża, wygładzona i faktycznie rozświetlona myślę, że zaprzyjaźnimy się na dłużej,
w glossy dostajemy produkt pełnowymiarowy 

Cena 59 zł za 30 ml ( sądzę,że jak najbardziej wart swojej ceny)




4. LIERAC - OLEJEK DO CIAŁA, TWARZY I WŁOSÓW - HUILE SENSORIELLE 

Opis  z karty informacyjnej jest bardzo skąpy, na szczęście znam ten produkt... miałam przyjemność przetestować  go wcześniej.
Olejek pochodzi  z limitowanej " Białej kolekcji ", można go stosować  na suche jak i mokre włosy, to samo tyczy się skóry, można go również dodać do kąpieli.
Jego siła drzemie w składzie bowiem powstał  się z olejków o najlepszych właściwościach ( o.arganowy, o.migdałowy, o. z orzechów laskowych, o. z pestek winogron, o. kameliowy) dodatkowo posiada wyciąg z gardenii i ekstrakt z jaśminu.
Pięknie pachnie,  ma przyjemną konsystencje, jak na olejek nie jest  lepki, potrafi zdziałać wiele dobrego  w zależności od zastosowania, ujędrnia,  nawilża, zapobiega przemrożeniom,  potrafi zregenerować  połamane końcówki, dodaje sprężystości włosom
w pudełku czekał na nas produkt o pojemności 15ml, 
Cena pełnowymiarowego produktu to  121 zł  za 100 ml





5. YVES ROCHE - UN MATIN AU JARDIN - ŻEL POD PRYSZNIC - KWIAT WIŚNI

Cóż mogę napisać, żel jak żel... dosyć gęsty więc w miarę wydajny, ładnie się pieni,pozostawia przyjemne uczucie świeżości,  pachnie ok ale nie jest to typowy zapach kwiatu wiśni, myje ładnie ale nie zrobił na mnie jakiegoś wrażenia, jest malutki więc wykorzystam go podczas wyjazdu
dostaliśmy produkt  o pojemności 50ml

Cena pełnowymiarowego produkty  to 22 zł za 100 ml


czy zapłaciłabym za ta małą buteleczkę 12 zł ? zdecydowanie nie...








6. COLGATE - MAX WHITE ONE OPTIC
Chyba najbardziej praktyczny przedmiot ze wszystkich pudełek jakie zamówiłam ;D przyznam szczerze, że nie spodziewałam się ujrzeć tu pasty do zębów, tym bardziej tej firmy, Glossy miał oferować miniaturki luksusowych marek  dlatego dziwi mnie ten Colgate ;D ale nie zamierzam marudzić  bo pasta zawsze się przyda :) zresztą na karcie widnieje napis PREZENT a jak wiadomo prezentów się nie wyrzuca :)
Zawsze używam past wybielających, pochłaniam hektolitry czerwonej mocnej herbaty, raz na jakiś czas pije czerwone wino a i nie ukrywajmy przy mojej bladej karnacji  zęby nigdy nie wydają się być tak śnieżnobiałe bo tworzą za mały kontrast ze skórą więc używam zazwyczaj past wybielających, moim faworytem jest Clinomyn -wersja dla palaczy ( mimo iż nie palę już kilka dobrych lat) ładnie wybiela ale nie podrażnia dziąseł ani nie uszkadza tak mocno szkliwa jak pozostałe.

Colgate jest nawet niezła, jest to właściwie żel a nie pasta, w smaku przypomina jasnoniebieskie orbitówki (więc delikatny mentol) nie zostawia  tłustego osadu na zębach którego nienawidzę,  myje ładnie, pozostawia świeży oddech, użyta 5 razy więc wybielenia nie widzę ;) i  podejrzewam,że nie ujrzę;) ale nie będę rozsiewała defetyzmu :)

dostaliśmy pełnowymiarowy produkt 50 ml za 12 zł 






7. CALVIN  KLEIN - WODA PERFUMOWANA -DOWNTOWN

Kolejny prezent, tym razem jest to najnowsza propozycja wody toaletowej od C.K. zapach ładny,bardzo delikatny, odrobinę przydymiony... ale bardzo nie trwały... przynajmniej u mnie na skórze znika po pół godziny (jak nie krócej).
Przypomina mi  Infinite Moment z Avonu, tyle że te są subtelniejsze, jakby słodsze, może to za sprawą wyczuwalnej śliwki i bergamotki.

Zapach przyjemny mimo iż nie powala oryginalnością, jego trwałość też niestety działa na niekorzyść, próbka jaką dostaliśmy to 1,2 ml

Cena pełnowymiarowego produktu to 205 zł za 30 ml 



Oprócz tych produktów w pudełku znalazłam jeszcze dodatki w postaci zniżek  :






- 40%  na 1 wybrany produkt do YVES ROCHER
- 40 zł  na zakupy w ZALANDO




Czy  jestem zadowolona z pudełka marcowego ? myślę,że tak :) każdy z tych kosmetyków ( może pomijając peeling) chętnie zużyję, najbardziej zaskoczył mnie chyba SIQUENS, bardzo dobry produkt, szczególnie właśnie dla bladych, nie wyspanych z suchą skórą :)  szczerze polecam :)




Jak uważacie Kochane  któryś z tych produktów przypadł Wam do gustu, myślicie,że sprawdziłby się u Was ?  w ogóle to zamawiacie te pudełka ? co sądzicie o idei  BOX-ów ? Miałyście jakieś kosmetyki tych firm a może właśnie  przetestowałyście te same produkty i macie inne zdanie na ich temat :)   Macie jakieś kosmetyki których brzydzicie się używać ? albo uważacie ,że są nie zgodne z Waszymi poglądami ?;)
dajcie znać chętnie poznam Wasze opinie :)

Pozdrawiam Was cieplutko :*


PS.  Ajć... zapomniałam wspomnieć,że  w poprzednim miesiącu zamówiłam zarówno Shiny jak i Glossy i muszę przyznać,że  SB totalnie mnie zawiodło, nie mam tu na myśli  produktów, a  fakt,że zostałam najzwyczajniej oszukana ;/  Stracili klienta na 200%  nie powrócę już do usług ich firmy... ale o tym w może kiedys Wam napiszę...