Zastanawiałyście się kiedyś jak pachnie lato ? Jaki ma smak lub zapach...
Długo myślałam jaką barwę mogłyby przyjąć moje letnie chwilę. Jako, że zwolenniczką kolorów nigdy nie byłam, zadanie wydało się dla mnie okrutnie zajmujące. Nie zamierzam ukrywać, że od ponad 15-stu lat moja garderoba bazuje na klasyce, tzn. czerni, bieli i szarości, lubię też jeans i nieskazitelnie gładki jedwab...
Nigdy nie prezentowałam się dobrze w kolorach tęczy, tak zwyczajnie nie jest to moja bajka - zresztą znajomi mogą to potwierdzić. O ile odcień ubrań jest zawsze ten sam, chętnie bawię się fasonami, tkaninami czy wzorem. Jako, że większość moich "stylizacji" (ajć! bardzo nie lubię tego słowa) bazuje na tym samym, to śmiało lawiruje w dodatkach, od tych minimalistycznych po nieoczywiste, ogromne i migoczące. Jako, że jestem blogerką urodową (chyba każda kobieta przyzna mi w tej chwili racje) twierdzę, że nie ma udanej stylizacji bez zadbanej cery i dłoni, nie oszukujmy się przez te drobne niedopracowania żadna szykowna kreacja nie będzie prezentowała się efektownie. Dlatego jako punkt ostatecznym spójny i dopełniający uciekam w makijażowe i manicurowe szaleństwa barw i intensywności. Gorący romans wiodę z wysoko napigmentowanymi pomadkami, ostatnio rozkoszuję się matami w kolorach fuksji, beżu, neonowej czerwieni czy jagody... A skoro przy jagodach jesteśmy nie mogę zapomnieć o paznokciach ! Od parunastu tygodni na moich pazurkach stale goszczą jaskrawe i żywe kolory: czerwienie, fuksje, maliny, jagody... przytłoczona tą intensywnością zapragnęłam sięgnąć po subtelniejsze i pastelowe wydania. Nieinwazyjna mięta, zwiewny błękit czy słoneczna lecz nie prażąca żółć w kolorze banana. Barwy te mocno wdarły się w moje serducho, ale nie sprawiły, że serce podskoczyło i wywołało niezaprzeczalne trzepotanie skrzydeł motyla.
Spragniona wrażeń i nowych doznań czekałam na odpowiedni moment, w sumie nie długo... Wizyta w stacjonarnym punkcie lubelskiego Indigo, sprawiła, że misja zakończyła się sukcesem. Wprawdzie w planach był tylko pyłek Metal Manix, ale kiedy ujrzałam nowości marki nie mogłam przejść obok nich obojętnie.
Kobiece, subtelne a jednocześnie absolutnie wakacyjne i eleganckie. Odcienie tak perfekcyjne i uniwersalne, romantyczne a jednocześnie stworzone dla silnych i nowoczesnych kobiet w każdym wieku. Dzisiejszy wpis nie będzie podlegał żadnym schematom, zapraszam Was w wakacyjną przygodę z nowościami marki Indigo.
Firmę Indigo znana jest mi od ponad roku, wtedy bowiem kupiłam swoją pierwszą hybrydę Mr.White, nie wiele później do grona lakierów utwardzanych w UV wskoczył Mr.Black oraz niepowtarzalny odcień SinCity a następnie kilka innych barw o pyłkach już nawet nie wspominając. Od tej pory z uporem maniaka intensywnie przyglądam się marce, śledzę nowości, stąd też nie mogłam zaprzepaścić szansy i zapoznać się z ofertą którą wypuścili w tym roku. Kolekcja Siwiec bo o niej mowa, składa się z 9 niepowtarzalnych odcieni. Zresztą same zobaczcie...
Lakiery Indigo znane są ze swego unikatowego nazewnictwa, jest to świetne rozwiązanie, bo w końcu łatwiej zapamiętać hasło np.K OKO LOKO niż numer i serię danego produktu. Kolekcja inspirowana ambasadorką Natalią Siwiec wcale nie odbiega pomysłowością od innych lakierów, czytasz nazwy i od razu wczuwasz się w ten wakacyjny klimat, bo jak inaczej zinterpretować Martini&Bikini czy Ibiza Chill.
Przekrój pastelowych barw od bladego babyblue, przez zielone tony mięty i szałwii po róże, brzoskwinie i fiolety. Ach! te fiolety mocno namieszały w mojej głowie... Kiedy pierwszy raz ujrzałam je na stronie internetowej wiedziałam, że Discoteca Kiss lub Olala trafią do mojej "kosmetyczki". Szybko udałam się do stacjonarnego sklepu marki Indigo. Wzornik prezentował się niesamowicie i gdyby nie fakt, że wiele z tych kolorów zostało wysprzedanych - "rozchodzą się jak świeże bułeczki" zapewne kupiłabym ich więcej. Na szczęście Magda, zresztą moja imienniczka zaproponował mi kolor "Ciao Bella" zbliżony, chociaż bardziej "napigmentowany" od wyżej wymienionych. Przepadłam i oczywiście nabyłam.
Kolor jest intensywny, pięknie kryje już przy pierwszej warstwie, a to przecież nowość dla jasnych odcieni. Dwa tygodnie wytrzymał bez zarzutów, pewnie wytrzymałby i dłużej ale zapragnęłam wetrzeć w niego efekt szmaragdowej syrenki. W takim zestawieniu prezentuje się oszałamiająco! Zresztą spójrzcie poniżej.
Olala i Discoteca Kiss - tak zbliżone a jednocześnie tak bardzo różne odcienie które powodują intensywną burze mózgów i z prędkością światłowodu uruchamiają w głowie setki wspomnień od tych romantycznych wieczorów przed kominkiem, przez karuzele w wesołym miasteczku, cukrową watę na patyku, rowerowe wyprawy na koniec świata a nawet dalej... Pierwsze zajęcia zumby, ogniska z przyjaciółmi, pierwsze sukcesy a nawet obrona pracy magisterskiej. Pierwsze wspólne wakacje z ukochanym i powrót do domu w ulewę stulecia. Odcienie które pobudzają moje zmysły, które pachną ulubionymi bukietami - bzów, smakują jeżynowym shakiem i jagodową muffinką.
Słodkie delikatne a jednocześnie z posmakiem kwaśnej i nieoczywistej nuty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawcie ślad po sobie, dzięki temu łatwiej będzie mi trafić na Wasze blogi :)
Pozdrawiam ciepło i zachęcam do obserwacji :)