Wiem, wiem, że już 2019 rok, przebyte święta więc u niektórych już nawet ślad po choince nie pozostał, ja jednak należę do tych osób które cały rok czekają na zimę, które uwielbiają klimat Bożego Narodzenia i na ile tylko się da wydłużam te "lampeczkowe" chwile :) Dlatego niech Was nie zdziwi fakt, że dziś pokażę Wam zawartość mojego grudniowego CHILLBOX-a. Jego zawartość jest totalnie otulająca i wręcz genialnie stworzona pod klimat zimy - nawet tej bezśniegowej :) To co? Zaczynamy!
Jak na prawdziwy chill przystało, openboxa rozpoczęłam od świątecznej saszetki z Ambasady Herbaty. Ja - herbatoholik zawsze cieszę się z nowych herbat - szczególnie tych w których znajduję czarne listki. PIERNIKOWA NUTA idealnie wpisała się w klimat celebrujący spokój pod kocykiem. Wyczuwalny pomarańcz, wanilia, kardamon, imbir jedynie rozgrzewa a goździk w składzie na szczęście nie jest wyczuwalny :)
Cieszę się, że Chillbox potraktował zagadnienie kompleksowo i do herbaty dołączył kubek! Jako zwolenniczka tych dużych i masywnych kubasów muszę stwierdzić, że ten wpisuje się w moje gusta idealnie. Większy od standardowego (ponad 330ml), biały, wygodny i dodatkowo przyozdobiony gadżeciarskim sweterkiem który bez problemu można ściągnąć i uprać:)
Do dobrej herbaty zawsze miło wyciągnąć ulubioną książkę, tym razem zaserwowano SKANDYNAWSKI SEKRET - czyli poradnik w którym znajdujemy 10 prostych rad jak żyć szczęśliwie i zdrowo. O ile lubię poradniki to ten wydaje mi się bardzo prosty i moim zdaniem przeznaczony jest raczej dla osoby początkującej - która dopiero zaczyna przygodę ze zdrowym trybem życia. Dla totalnych nieogarów jednak może okazać się iskierka która zapoczątkuję jakieś modyfikację i wskaże jaśniejszą stronę mocy :)
Skoro już kubeczki smakowe i dusza zostały zaspokojone przejdźmy do dalszych pozycji z paczki - tym razem dla twarzy i ciała. W Chillboxie znalazłam, aż trzy maseczki. Pierwsza w płachcie od marki MUJU - posiada nadruk Elfa- lubię więc, kiedy tylko ją przetestuje na pewno pokażę Wam jak się w niej prezentuje :) Właściwości nawilżające, ujędrniające i wygładzające. Kolejne dwie to enzymatyczne maski z glinkami (Dermo face strefa T) od marki Tołpa. Mam ta maskę w opakowaniu pełnowymiarowym, jest niezła, delikatnie złuszcza naskórek i odświeża pory. W zestawie znalazł sie również 8ml saszetka mojego ulubionego peelingu enzymatycznego od marki Tołpa - ale zuzyłam go błyskawicznie zanim wykonałam zdjęcia - ten produkt uwielbiam a pełną recenzję przeczytacie tutaj.
Kolejny produkt masło shea pomarańcza - cynamon od marki BioOleo. Firma która wpisała się w moje łaski błyskawicznie a wszystko za sprawą perfumowanego olejku macadamia który pachnie whisky z tytoniem. Tym razem mam okazję sprawdzić słodsze wydanie i przyznam szczerze, że aromat jest iście ciasteczkowy, grudniowy i świąteczny. Właściwości nawilżające jak przy typowym masełku, jeśli nigdy nie mieliście styczności z shea to informuje, że zbita konsystencja w kontakcie z ciepłem skóry przemienia się formę bardziej płynną, po rozsmarowaniu na skórze pozostaje film, zapach utrzymuje się na skórze około godziny.
Nie wiem jak Wy ale u mnie kremy do dłoni to podstawa, mam bardzo delikatną skórę a ta na dłoniach stale przesuszana jest przez moją pracę tj. środkami do dezynfekcji rąk. Dobry krem to podstawa aby chociaż na chwilę zapewnić skórze komfort. W boxie znalazłam krem z BASICLAB z serii FAMILLIAS która przeznaczona jest dla szerokiego grona odbiorców i mogą jej używać nawet maluchy które skończyły 1 miesiąc życia. Ze względu na to, że obecnie dłonie nawilżam doskonałym balsamem zimowym od Czarszki to nowa tubka czeka w kolejce do testów. Jestem niezwykle ciekawa jak się spisze, jaką ma konsystencję i jak tam z jego okluzją... Przetestuję i na pewno poinformuję Was o wynikach :)
Skoro już jesteśmy przy dłoniach to pora pokazać Wam rękawiczki! Tak, one również zasiliły grudniowego Chillboxa. grube, mięsiste jednopalczatki z polarem w środku - zdecydowanie spiszą się na największe mrozy.
Kolejny produkt to żel pod prysznic - nie znałam marki i nigdy nie stosowałam nic z ich "domu". Obawiałam się, że żel może przesuszyć moją wrażliwą skórę ale na szczęście okazał się przyjemnym kosmetykiem który dobrze się pienie, ładnie myję i nie powoduje dyskomfortu na ciele. Zapach totalnie grudniowy - waniliowe ciasteczka z nutką korzennej przyprawy :)
W boxie była jeszcze jedna niespodzianka, cukrowa laseczka ale znikła ona szybciutko, nawet nie zdążyłam zrobić jej zdjęcia ;)
Jest to moje pierwsze pudełko od firmy Chillbox. Kiedyś - lata temu, jeszcze na początku swojego blogowania byłam subskrybentką GlossyBoxa ale przestał mnie interesować, ze względu na słaby asortyment. Śledziłam różne "pudełka" przez ten czas ale jakoś nie czułam się przekonana. Chillbox jest dla mnie fajną alternatywą ze względu na urozmaicenie, nie bawimy się tylko kosmetykami których nie damy rady zużyć, ale mamy też książkę (zawsze do wyboru) jakieś łakocie lub gadżety. Zresztą, nie kupujecie kota w worku gdyż na stronie producenta zawsze pojawia się rozpiska produktów dedykowanych na dany miesiąc co też jest ciekawym rozwiązaniem bo można wybrać wariant najbardziej wpasowujący się w gusta. No i opcja poznania nowych marek też mi pasuje, tym razem trafiłam na dwie zupełnie nieznane mi firmy. Boxa oceniam pozytywnie, gdyż każdą z tych rzeczy zużyję lub wykorzystam. Obecnie w sprzedaży jest styczniowe pudło które ma sporo produktów od Glove m.in. cekinowe opaski i fajne naturalne produkty, box na luty i marzec również rozpisany i to one mnie mocno zaintrygowały... zresztą co ja Wam będę opisywać, zachęcam do zajrzenia na stronę i sprawdzenia zawartości :) TUTAJ MOŻECIE PODEJRZEĆ ZAWARTOŚĆ. A tutaj podejrzeć starsze edycje :)
Jestem ciekawa jak Wy podchodzicie do boxów, zamawiacie je czasem? Znałyście Chillboxa? Ściskam i życzę Wam już na jutro pięknego dnia!