Pierwszy raz po minerały sięgnęłam pierwszy raz kilka lat temu, początkowo nie potrafiłam się z nimi obchodzić brudziłam otoczenie w promilu 1,5 metra albo nakładałam ich tyle, że duże opakowanie starczało mi na ledwo 3-4 tygodnie. Tak jak jazdy na rowerze nakładania minerałów zwyczajnie trzeba się nauczyć. Obecnie nie wyobrażam sobie nie korzystania z minerałów.
PLUSY PODKŁADÓW MINERALNYCH
- wspaniałe składy
- brak oksydacji
- możliwość dobrania idealnego koloru
- lekkość na skórze
- możliwość stopniowania krycia
- w zależności od potrzeby kosmetyk można nakładać na sucho, mokro (woda termalna, olejek lub krem)
Na rynku jest wiele podkładów dedykowanych do jasnej karnacji - niestety większość z nich to jedynie obiecajki i legendarne złote góry w praktyce podkłady oksydują i mają odcienie dla cer średnich lub są jasne ale wpadają w tak brzoskwiniowo-różowe tony, że i tak nie nadają się do stosowania.
Przetestowałam mnóstwo jasnych podkładów, zarówno tych o dobrych jak i paskudnych składach jedynie 3 niemineralne były tak jasne, że nadawałyby się do stosowania u mnie solo. były to: nyx-drop control w odcieniu pale, KvD - 42 oraz FentyBeauty 100.
Każdy z tych podkładów ma troszkę grzeszków w składzie, dwa ostatnie są ciężkie, turbo kryjące i dosyć mocno przesuszają suchą skórę o tym, że absolutnie nie wyobrażam sobie ich stosować codziennie nie wspomnę.
Szukałam czegoś lekkiego i bardzo jasnego co będzie pasowało do alabastrowej karnacji i ku mojemu zdziwieniu znalazłam!
Przedstawiam Wam moje ukochane odcienie minerałów:
Ostatnimi czasy sięgam po dwie marki (chociaż przerobiłam już kilka mineralnych firm kosmetycznych) to dopiero w tych znalazłam największą liczbę odcieni a w tym też kolory wprost wymarzone dla mnie. Moja cera wydaje się być alabastrowa, ma mleczny neutralny odcień bez wyraźnych różowych czy żółtych tonów, czasami sprawia wrażenie ziemistej i takimi kategoriami kieruje się dobierając odcienie dla mnie. Pierwsza marka - PIXIE zaimponowała mi swoją formułą - podkłady z serii MINERALS LOVE BOTANICAL to nietypowe połączenie mączki owsianej, bambusa, bursztynu oraz kryjących pigmentów mineralnych. Mimo standardowej formy sypkiej na twarzy wygląda bardzo delikatnie, świeżo wręcz kremowo. Krycie ma fenomenalne a przy tym nie wygląda jak maska i nie ciastkuje, fajnie pracuje z cerą a najlepiej wygląda po 1,5 godzinny od nałożenia - wtedy stapia się ze skórą fenomenalnie :)
Z Pixie zdecydowałam się na dwa odcienie - SOFT MUSLIN - który jest idealnym odcieniem mojej cery oraz CASHMERE ( który ma ociupinkę za dużo beżowych tonów i przez to solo odcina się u mnie pod linią żuchwy, ale dosypuje go uciupinkę do Muslinu gdy chce dodać sobie trochę kolorytu lub zwyczajnie nim się konturuje, uzyskuje wtedy delikatny zarys ale bez mocnych, przerysowanych linii).
Drugą marką która towarzyszyła mi przez lata była kryjąca wersja podkładu ANNABELLE MINERALS w odcieniu NATURAL CREAM , piękny neutralny odcień do zdecydowanie bardzo jasnych, mlecznych kolorów skóry, niestety od dawna jest niedostępny w sklepie, łudzę się, że jeszcze kiedyś powróci, bo nie ukrywam był dla mnie wybawieniem!
Na koniec wrzucam Wam jedno zdjęcie z minerałami na twarzy, nic nie jest wygładzone, zachowane są wszystkie nierówności skóry i pory, więc wrażliwców proszę o nie przybliżanie :)
Dajcie proszę znać czy chociaż raz używaliście podkładów mineralnych, a jeśli na stale goszczą w Waszej kosmetyczce dajcie znać co Was skłoniło i przekonało do przejścia na tą stronę mocy. Jestem niezwykle ciekawa Waszych historii...
Ściskam i pięknego dnia Okruszki!
- Madzialena
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawcie ślad po sobie, dzięki temu łatwiej będzie mi trafić na Wasze blogi :)
Pozdrawiam ciepło i zachęcam do obserwacji :)