Zacznę od tego, że całe moje młodzieńcze życie byłam niezadowolona ze swoich włosów, gęste, długie i co najgorsze falujący, puszący się bardzo jasny blond. od kiedy pamiętam marzyłam o długich, czarnych ale totalnie prostych włosach. Moje kłaczki nie miały ze mną lekko, pierwsze farbowanie odbyło się na bal gimnazjalny - niestety szamponetka w kolorze czekolada okazała się okrucieństwem i na moich włosach objawiła się neonowym odcieniem miedzianego kabelka. Doszła odporność na przyjmowanie ciemnego pigmentu a to zaowocowało pasmo eksperymentów z odcieniami, kobaltem, fioletem, Arielkową czerwienią, aż przeszło w ciemne brązy, aż skończyło się na czerni, granatowej kruczoczarnej która była mocniejsza od każdego nowego black-ciucha. Po latach przepraw z czernią zapragnęłam bardziej naturalnego odcienia, w międzyczasie gdzieś na horyzoncie pojawiła się dekoloryzacja, później nawrót do czerni, siwe ombre i ponowny zwrot ku ciemnym odcieniom na pełnej długości.
O moich podbojach możecie poczytać m.in. tutaj DEKOLORYZACJA, wyrównywanie koloru po ombre.
Mały dowód na to, że miałam różne cięcia, długości, kolory, faktury i długości włosów, niestety fioletów nie posiadam, czerwieni też - czasy kiedy ludzie analogami pstrykali foty a w Nokiach3310 był jedynie wąż.
Hm.. ale do rzeczy, jako miłośniczka zabiegów koloryzacyjnych oczywiście starałam się również ogarniać pielęgnacje, a nawet apteczkę włosowych przygód. Nikt wtedy nie słyszał o równowadze PEH, produkty nie miały oznaczeń emolientowych a człowiek niczym fluffy króliczek eksperymentował tylko na sobie.
Porównywałam maski ( bo nie stosowałam wtedy odżywek) ale skupiałam się jedynie na składnikach które pokrywały się z produktami które mi służą, analiza składów odbywała się na poziomie porównania nazw ale w życiu nie zazębiałam się w to czym co jest i z czym to się wiąże. Blogosfera włosowa była wtedy również uboga, Anwen dopiero zaczynała swoja działalność ale coś tam podpatrywałam u niej i na nowo rozswietlałam swoją wiedzę powoli ogarniając fakty.
Od tego czasu zmieniło się u mnie ogromnie dużo, zacznę może od tego że porzuciłam przyjaciółkę karbownicę, później prostownicę..., jakieś dwa lata temu postanowiłam przestać katować włosy więc prostowałam je tylko na większe wyjścia albo wtedy kiedy moje włosy były na tyle objętościowe, że czułam się mało komfortowo. Od kiedy poznałam osobiście CurlyMadaleine i zdradziłam jej swoją historię włosową, Madziocha mocno przekonywała mnie do podjęcie prób zaprzestania używania prostownicy nawet na większe wyjścia i zaczęła wydobywać to czym obdarzyła mnie Mamita Natura.
Czyli podbijania loków. Nie było łatwo, mój styl jest minimalistyczny, ubogi kolorystycznie i raczej wpisuje się w streetstyle więc romantyczne falki jakoś gryzły się ze mną na każdym pułapie.
Niestety przez pożar mojej placówki w której pracuje i przeniesienie odgórne do innej, do tego trochę trochę stresów w życiu prywatnym spowodowały, że strasznie poleciały mi włosy i wzrok. zawsze gęste włosy wypadały garściami, zostawiałam je wszędzie niczym kociak na wiosnę i to wpłynęło już całkowicie na moją decyzję o zmianie...
Zaczęłam zagłębiać się w filmiki Madzi oraz wnikliwie śledzić Marysie (Faloveloveblog) której urodę i włosy ubóstwiam!!! Kobietki mocno pomogły mi w gryzieniu się w temat i spróbowałam...
Pierwsza próba była masakryczna - przedobrzyłam ze wszystkim i na mojej głowie wylądowała fryzura w stylu Justina Timberlaka za czasów N'Sync - czyli brązowy makaron z zupek chińskich. Miałam strączki a w sumie sztywne zlepy do pasa - koszmar!!! Znowu się zniechęciłam...
I mimo, iż nie prostowałam włosów to jakoś miałam opory aby ponownie spędzać w łazience tyle czasu i widzieć burdello bum bum na czaszce które po wysuszeniu ponownie nadawało się tylko pod "kran". Kolejne rozmowy, kolejne porady w między czasie Kasia (Zołza z Kitką) udzielała mi podpowiedzi na temat hennowania, które również wjechało na wysokich obrotach, do tego doszły ostatnie szlify Agi (NaPiekneWłosy) i tak już powoli zaczęłam na nowo bawić się w godzinne "mycie i stylizowanie"...
Najbardziej cieszę się, że mądrze podchodzę do pielęgnacji, staram się trzymać równowagi PEH, chociaż nie ukrywam, że z proteinami to nadal mam zgrzyt a później przyklap a'la wygładzenie masłem (#cyrk). Dużo zrobiła u mnie metamorfoza koloru, z chamskiej czerni zeszłam do brązu, a następnie do średniego chłodnego brązu - ewentualnie hennowej czekolady. Właśnie - henna! Mimo, iż zamienia moje łazienkowe sanktuarium w pole bitewne na bagnach to lubię to jak ładnie ta mieszanka ziół kondycjonuje kłaczki, tutaj pokazuje wam etapy "schodzenia" z kolorem ale już bez dekoloryzacji chemicznej.
I tak jak widać na powyższym obrazku im bliżej skalpu tym bardziej "naturalny" odcień - dosyć miałam kolorów w których wyglądam jak postać z kreskówki. Pierwsze hennowanie włosów luty2019 i po czarnych końcach nie ma już na szczęście ani śladu :) Kolor całości jest również delikatniejszy, bledszy ale to pokaże Wam za chwilę...
Obecny kolor włosów po używaniu naprzemiennie henny Khadi ASH BROWn, Orientana Gorzka Czekolada i sporadycznie 6.21 Loreala Preferance. Na zdjęciu włosy po olejowaniu, wysuszone na szczotce - jest błysk!)
Kolejna kwestia dobre gumki do włosów, kilka miesięcy temu postawiłam na gumki jedwabne i moje włosy są im mega wdzięczne, nic nie szarpie, nie plącze się, zdejmują się cudownie łatwo ale też same nie przemieszczają się i nie zsuwają podczas noszenia! CUDO!
Ostatnia kwestia - nie czesanie loków na sucho, serio... dlaczego? Odpowiedz poniżej...
Ok, nie będę Wam już dziś zabierać czasu, jak widzicie troche tych fryzur było i mega żałuję, że nie mam zdjęć z moich kolorowych szaleństw ale takie były czasy... Od kiedy jednak siedzę w necie większość kojarzy mnie z włosów prostych i ciemnych jak u Mortici Adams obecnie jestem czekoladową Shakirą
...i mimo, iż nadal mam symboliczne momenty kiedy raz na ruski rok wyprostuje włosy i na czubku kilka pasm zwiąże w samuraja to staram się jednak iść w falową stronę. Odblokowało się coś w mojej łepetynie (nie tylko na niej) i przestałam się martwić o to, że jeden włos chce ewidentnie do słońca a drugi na północ. Tłumaczę to, że moja dusza idzie we włosy i je energia rozpiera na wszystkie strony świata.
Nie wiem czy kiedyś było lepiej, czy teraz, nie myślę o tym... ale im jestem starsza tym bardziej oswajam się z tym jak wyglądam i chyba się jakoś polubiłam a przynajmniej zaakceptowałam :)
Całe życie powtarzam, że wygląd to dla mnie sprawa drugorzędna a sama oceniam się czyjąś miarą :) Niedługo 33 lata a ja chyba zaczęłam czuć spokój w głowie :) Jednak aby nie było tak lukrowo i brokatowo -nadal mam bolączkę ze swoim naturalnym kolorem włosów - bardzo, bardzo jasnym blondem i raczej nie szybko mnie w nim zobaczycie ;)
JESTEM CIEKAWA JAK WASZE PRZYGODY WŁOSOWE, BYŁY JAKIEŚ wypadki włosowe, drastyczne metamorfozy, a może tak jak ja zaliczyliście nietypowe kolory lub cięcia? Dajcie znać :)
Chcecie wpis z moją aktualną pielęgnacją włosów?
_____________________________________________________
ps. zostawiam smaczek na koniec, tak to ja i moje jasne włosy :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostawcie ślad po sobie, dzięki temu łatwiej będzie mi trafić na Wasze blogi :)
Pozdrawiam ciepło i zachęcam do obserwacji :)